Kto jest zwycięzcą w kryzysie?
Ameryka posiada tylko papierowy wzrost, Europa zmaga się z zadłużeniem i niewydajnością sektora bankowego. Odpowiedź na pytanie, gdzie należy prowadzić biznes, jest oczywista-w Azji. Amerykański sposób na wyjście z kryzysu-zastąpienie popytu ze strony sektora prywatnego wydatkami rządowymi-w końcu zaczyna przynosić zaplanowane efekty.
Od roku gospodarka rośnie, stopę bezrobocia udało się zmniejszyć z 10 proc. do 9,5 proc. Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewiduje, że w najbliższych latach wzrost w Stanach Zjednoczonych będzie taki sam jak przed kryzysem. Osiągnięcia te mają niestety bardzo wątpliwe podstawy: wzrost PKB w znacznym stopniu wynika ze zwiększania zapasów przez przedsiębiorców oraz zwiększonych wydatków państwa. Cykl odbudowy zapasów się kończy, tak samo jak programy pomocowe, a innych impulsów do wzrostu na horyzoncie jak na razie nie widać. Nadzieje trudno również łączyć ze zmniejszeniem się stopy bezrobocia, które wynika z tego, że niektórzy ludzie po prostu sami rezygnują z szukania pracy. Konsumentom ciężko będzie wsiąść ciężar wzrostu na siebie również, dlatego, że w 2011 roku czekają ich wyższe podatki. Wtedy przestaną obowiązywać ulgi podatkowe (najwyższa stawka wzrośnie z 35 do 39,6 proc.). Natomiast w 2013 r. wejdzie w życie podatek związany z reformą systemu ubezpieczeń zdrowotnych, i wtedy wzrośnie on prawie do 45 procent.
To oczywiste, że problemy związane z powrotem amerykańskiej gospodarki na ścieżkę zrównoważonego wzrostu wiążą się oczywiście z ciągłym zadłużeniem. A spłata wszelkich zobowiązań dopiero się rozpoczęła. Ze źródeł, zgromadzonych w analizie przygotowanej przez McKinsey Global Institute, wynika, że gospodarkę USA najgorsze dopiero czeka. Do takich właśnie wniosków prowadzi analiza 32 kryzysów finansowych po 1950 roku, które wymuszały zmniejszenie relacji zadłużenia do PKB. Wynika z niej, że po wybuchu finansowego kryzysu kraje przez rok, dwa lata notują niewielki wzrost PKB, ale dług w dalszym ciągu rośnie. Dopiero w drugim i trzecim roku możemy liczyć na recesję. Na podstawie tej analizy można wywnioskować, że w Stanach Zjednoczonych właściwa recesja dopiero nadejdzie w latach 2011-2013.
Europie wejść na ścieżkę trwałego wzrostu będzie równie trudno, jednak w tym przypadku powodem tego nie jest tylko nadmierne zadłużenie. Europejskiej gospodarce zagraża głównie niewydolność systemu bankowego. W USA firmy finansują swoją działalność głównie na rynku kapitałowym, w Europie natomiast przede wszystkim kredytem. A o ten niestety może być bardzo trudno, mimo, że od upadku Lehman Brothers minęły dwa lata, nadal rynek międzybankowy nie działa zbyt dobrze. Brakuje zaufania między instytucjami, przez co uzyskanie pieniędzy na rynku międzybankowym jest w tej chwili po prostu niemożliwe. Dowodem na to jest między innymi sposób rozliczenia pożyczek, które otrzymały europejskie banki z Europejskiego Banku Centralnego rok temu, a oddać miały 1 lipca tego roku. Co więcej pieniędzy w systemie bankowym nie brakuje, ale zamiast na rynek trafiają one na depozyty do Europejskiego Banku Centralnego. Powodem braku zaufania jest fakt, iż część europejskich banków nie rozliczyła strat związanych z kryzysem oraz zmniejszeniem się wartości aktywów. Europejskie rządy, w przeciwieństwie do amerykańskiego, nie wykupiły z banków toksycznych aktywów.
MFW podaje, że banki strefy euro do końca 2009 r. odpisały 400mld dol. z tytułu utraty wartości aktywów i niespłaconych pożyczek, w tym roku powinny odpisać kolejne 225 mld dol. Trzeba również pamiętać, że w europejskich bankach znajduje się jeszcze większość z 3 bln euro długu wyemitowanego w krajach południa Europy. Wszystko to razem blokuje i będzie blokowało akcję kredytową (w czerwcu wartość kredytów udzielonych przez banki strefy euro przedsiębiorstwom niefinansowym była mniejsza o 1,9 proc. niż przed rokiem).
Porównując gospodarkę amerykańską oraz europejską do gospodarki naszych sąsiadów ze wschodu ta ma się doskonale. Azja jest w okresie szybkiego rozwoju dzięki wzrostowi eksportu i zwiększającemu się ciągle popytowi wewnętrznemu. Eksport rośnie mimo problemów w gospodarce zachodniej, ponieważ w ciągu ostatnich 10 lat państwa żyjące głównie z eksportu takie jak Japonia, Korea Południowa i Tajwan, głównym rynkiem zbytu swoich towarów uczyniły Chiny zamiast Stanów Zjednoczonych. W 1999 roku wysokość eksportu krajów azjatyckich do Chin wyniósł 102 mld dol., w 2009 r. aż 603 mld dolarów. Konsumenci mogą zwiększać swoje wydatki, bo nie obciąża ich- tak jak w krajach europejskich i amerykańskich- nadmierne zadłużenie. W konsumpcji wciąż tkwią też największe rezerwy azjatyckiego kontynentu. Analitycy Brookings Institution szacują, ze udział w globalnej konsumpcji gospodarstw domowych z regionu Azji Wschodniej ( w tym Chin i Indii) wzrośnie w 2030 r. z obecnych 23 proc. do 59 procent. To też bardzo ważna informacja dla krajowych firm, w którym kierunku planować rozszerzenie swojej działalności.
--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl